Najpierw zapadła szybka decyzja - „dzisiaj jest ten dzień”, dwa telefony - do Grześka i Wojtka, szybkie pakowanie i już za chwilę byłem na lotnisku. Niezawodni koledzy stawili się na miejscu towarzyszyć mi w modelarskiej „doli i niedoli”. Mając na uwadze krótki epizod pt. „oblot Ryan'a nr #1” zdecydowałem się na start z asfaltowego pasa AR. Trzeba korzystać, póki jest.... Zajrzałem jeszcze na drugi koniec lotniska uprzedzić latających tam kolegów modelarzy na których kanałach będę latał. Wszak zasad „modelarskiego BHP” trzeba przestrzegać – o czym i Wam przypominam. Co było dalej zdjęcia i filmik opiszą lepiej niż 1000 słów. Z niekłamaną radością zakończę krótko – jeszcze raz się udało!