Nasz "młody gniewny" Daniel znowu zainicjował małe lotnicze spotkanie. Tym razem był jednak ku temu bardzo konkretny powód - spotkaliśmy się na oblot modelu RadJet produkcji HobbyKing. Przy okazji pojawiło się też w powietrzu kilka innych modeli, latali dziś: Karol (Stinger), Daniel (Stryker, RadJet) i ja (Zero, ParkMaster):
Pierwszy lot RadJeta poszedł bez zarzutu. Kilka piknięć trymera lotek i model latał jak po sznurku. Problematyczne było tylko lądowanie, przy małej prędkości dość ciężki model po prostu w pewnym trudnym do wyczucia momencie spada jak kamień. Ciekawym smaczkiem dla "oglądaczy" był incydent z odwrotnie założonym śmigłem, czego nikt przed lotem nie zauważył. Spowodowało to pogorszenie osiągów, ale dało w zamian bardzo ciekawy odgłos, który fajnym, donośnym echem odbijał się od pobliskiego zagajnika.
Po przełożeniu śmigła na właściwą stronę, w drugim locie model jeszcze bardziej przyspieszył (rzekomo zmierzona po GPS przez poprzedniego właściciela modelu prędkość to 240 km/h). Daniel odleciał dość daleko i w pewnym momencie całkowicie utracił kontrolę nad modelem. Brak sterowania potwierdzał wyjący na pełnych obrotach silnik w momencie uderzenie o ziemię. Poza oczywistymi, zlekceważonymi trudnościami (grudniowa szaruga, mgliście) możemy podejrzewać problemy z zasięgiem (spora odległość, wilgotna trawa) lub okablowaniem odbiornika po pierwszym, twardym lądowaniu. Zastanawiające jest jednak, że telemetryczny moduł FrSky nie dał (nie zdążył? nie usłyszeliśmy?) dać żadnego ostrzeżenia. Może jednak błąd pilota? Koniec końców skutki uderzenie w ziemię okazały się opłakane:
Jak to mówią: to co lata kiedyś spada, grunt to się nie poddawać, a Danielowi trzeba by chyba kupić album na zdjęcia, w końcu to jego PIERWSZY doszczętnie rozbity model!